Dzisiaj też może z nieco innej beczki. O sporcie, owszem. Tyle że bardziej o tym, jak… Jak mój mózg się czasem zachowuje. Dziwne. Psychopatka?
Od dłuższego czasu tak mam. Rodzice i znajomi śmieją się ze mnie, że jest coraz gorzej. Ja widzę w tym po prostu fascynację i to, że jestem ukierunkowana. Ukierunkowana na przyszłość. Widzę w tym to, że wiem, co chcę robić.
Brzmi to dziwnie, trochę niepewnie. Nie jest łatwo się domyślić, co taki mały „psychopata sportowy” ma na myśli. Nic zdrożnego. Czasami jednak, kiedy z kimś rozmawiam, obojętnie o czym, ale akurat wówczas nie o sporcie, w mojej głowie dzieją się niestworzone rzeczy i często bywa, że myśli odbiegają od głównego tematu rozmowy. I nie tylko rozmowy. Kiedy czytam kryminał, jak dzisiaj. Kiedy oglądam serial lub film – jak wczoraj. Kiedy rozmawiam z kimś o muzyce…to trochę rzadziej.
Naszła mnie przed chwilą taka refleksja, właśnie podczas czytania świetnego kryminału Johna Katzenbacha, którego tytułu nie zdradzę, nie będę lokować produktu.
To takie proste, banalne. Jednak, kiedy usłyszę lub ujrzę gdzieś słowo „Nadal” (lub „nadal”, żeby nie było – z małej litery), w mojej głowie nie ma synonimów tego wyrazu typu „ciągle”, „bez przerwy”, „wciąż” itd. W mojej głowie pojawia się natychmiastowo obraz Rafaela Nadala, zazwyczaj w momencie, kiedy na paryskiej mączce obiega backhand i uderza niezwykle precyzyjnym i mocnym forehandem, nie dając przeciwnikowi szans. Kiedy ktoś opowiada mi o Rogerze Moorze, ja nie myślę o Rogerze Moorze, tylko myślę – Roger Federer. Roger, który nie ma sobie równych. Kiedy ktoś wymienia lub kiedy gdzieś widzę nazwisko Armstrong – nie myślę o Louisie Armstrongu. Myślę o Lancie, o tym człowieku, który tak zniszczył mój obraz świata, kiedy przeczytałam książkę „Wyścig kłamstw”, bo przecież wcześniej był kimś w rodzaju herosa, heroicznego bohatera kolarstwa. Tak myślała mała i głupia dziewczynka, zapatrzona w jego wyczyny w Tour de France.
I tak – kiedy ktoś powie spalony, rzadko myślę o kotlecie lub spalonym garnku. I tak – jestem kobietą. Tak, piłka nożna nie jest moją wielką miłością, ale tak – wtedy myślę o spalonym na piłkarskim boisku.
Kiedy ktoś mi powie, że noga podaje, ja wiem, co to znaczy. Wiem, co to znaczy siąść na kole (nie, to nie znaczy po prostu usiąść sobie na kole roweru czy, co gorsze, samochodu). Słowo „obrotowy” lub „obrotowa” nie jest dla mnie opisem…dajmy na to bryły. To mi od razu przywołuje do głowy obraz Bartka Jureckiego, Kamila Syprzaka, z założenia Grabarczyka.
Mogłabym tak wymieniać. To nie jest takie proste. Kiedy słyszę coś, co jest związane ze sportem, ale rozmówcy nie chodzi wcale o sport – to przeszkadza. Ja się dekoncentruję, druga osoba denerwuje, mi w głowie pojawia się tysiące myśli, marzeń, ogólnie – wszystkiego. Tak, marzę o tym, żeby połączyć swoją pasję z zawodem. Tak, staram się wierzyć, że to się uda. Nie, niczego nie jestem pewna.
Trochę psychopatyczne? No może. Ale każdy jest na swój sposób…dziwny, inny. Każdy. Bez wyjątku.